Z doliny łez
Od czasu, jak zacząłem mieć wiadomości od swoich, zrobiło mi się gorzej, niż przedtem Byłem niby to spokojny o ich życie i los, a serce rwało się boleśniej.
Czytam list siostry i parę krzywych liter, co je matczysko biedne drżącą, niewprawną ręką dopisało dla swego jedynego Wojtusia i naraz tak mnie coś za gardło chwyta i dusi, dusi,
aż chciałoby się umrzeć. „Co ci jest? pytają koledzy; cożeś taki blady i zmieniony na twarzy? Możeś chory?" A ja wiem dobrze, jaka to choroba.
Nie odpowiadam nic, zęby zaciskam i w kąt jaki się chowam, gdzieby mnie oko ludzkie nie widziało i głos ludzki nie doszedł, to znowu w pole uciekam, daleko, padam na ziemię i gryzę
ją zębami i szarpię pazurami, aż się krwawię, i wyję, jak ten wilk zgłodniały.
Czasami bywało po godzinie, po drugiej przejdzie to i wraca człowiek do roboty, ale cały zmizerowany, postarzały, jakby z parę lat życia mu przybyło.
Wtedy zwłaszcza, jak przyszły łzy. Wypłaczę się, to i zaraz ulży na sercu. Ale płacz nie przychodził na zawołanie.
Więc też nieraz i ta bieda nie mijała, tylko wciąż trzymała i dusiła, coraz to gorzej. Więc zrywałem się wówczas, rzucałem wszystko i w świat. Gdzie oczy poniosą.
Nieraz, bywało, mam zarobek, poczciwych ludzi w koło siebie, porządnego majstra: wszystko byłoby dobrze i jak tylu innych, mógłbym, siedząc na miejscu, w pierze porosnąć i
kawałek chleba pewny mieć na starość. Aż naraz przychodzi ta chandra — i odrazu głowę zakręca, rozum odbiera — i zdaje się, że byle dalej, to można uciec od niej.
Jak gdyby uciec można było od tego, co jest w sercu naszem...
Uciekałem tak sam przed sobą nie raz i nie dwa. Pomagało na chwilę — potem wracało nieszczęście.
Więc mi koledzy mówili: „Zalej robaka.
I my przez to przechodzili i nam świat stawał się niemiły, kiedy nam przed oczyma stanęły łany polskiego zboża i brzozy, szumiące przy ojcowskiej chacie. Ale to minęło.
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 | 189 | 190 | 191 | 192 | 193 | 194 | 195 | 196 Nastepna>>